czwartek, 3 stycznia 2013

Złota Gitara w Tamworth i droga do SYDNEY


Oto kolejny mail z serii "Australia's Big Thing". Tym razem udało nam się całkiem przypadkowo zobaczyć ogromną Złotą Gitarę w Tamworth w NSW.
Co nas doprowadziło tak daleko? Wakacyjna przygoda w Sydney :)
 
Podróż należy do tych z półki hard core, bowiem jechaliśmy autkiem około 1600km w jedną stronę. Zajęło nam to 18 godzin. Wiele osób mieszkających tutaj czasem dziwnie na nas patrzyło gdy mówiliśmy że jedziemy, JEDZIEMY nie lecimy ale po chwili przyznawali rację że to najlepszy sposób aby zobaczyć coś po drodze.
 
No i udało się zobaczyć i to sporo. Na terenie Nowej Południowej Walii trafiliśmy do dosyć dużego miasta - Tamworth i przy wyjeździe w stronę Sydney ukazała nam się piękna wieeeelka Złota Gitara.
 
 
 
Obok wielkiej gitary stoi budynek w którym mieści się Muzeum z Figurami Woskowymi znanych i tych mniej znanych gwiazd muzyki Country. Oczywiście dodatkowo płatne. Zaraz obok wejście wita wszystkich jedna woskowa figura Chada Morgana, szczerze wygląda trichę komicznie ale może to i dobre na polepszenie humorku :) Idąc dalej wchodzi się do środka sklepu z pamiątkami. Mnóstwo tam różnych bibelotów, "złotych" miniaturowych figurek Wielkiej Gitary, można było kupić w ekstra kolorach kapelusze i inne fajne ubrania
Z zewnątrz budynek wydaje się niewielki ale w środku robi wrazenie, jest tam sporo pamiątek do kupienia, jest również osobny dział z płytami gwiazd muzyki Country.
 
 
Kapelusz dla każdego

"Złote" mini gitarki


Garnuszki w starym stylu

Kolorowe kieliszki do wódeczki

 
 
Tak wyglądał nasz przystanek w drodze do Sydney. Z Tamworth nie było daleko. Droga bardzo fajna, spokojna i pusta. W drodze do Sydney jechaliśmy drogą A5 z Rockhampton przez Mount Morgan, Miles w stronę Goondiwindi (miejscowość na granicy stanów Queensland i Nowej Południowej Walii), dalej w kierunku Tamworth. Jednak za Goondiwindi nie kierowaliśmy się na Moree, Narrabri, Dubbo lecz skorzystaliśmy z nawigacji i ona poprowadziła nas przez różne wioski i mini miejscowości np. Warialda, Bingara, Barraba, Manila i dotarliśmy do Tamworth i było troszkę szybciej. Była to droga nr. 95.
 
Z tego co wiemy w Dubbo jest Park/ZOO przez który można przejechać własnym samochodem podziwiając zwierzaki wylegujące się wolno na swoich wybiegach.
 
Za Tamworth kierowaliśmy się na Scone drogą nr. 15, po drodze mija się miejscowość Aberdeen. Moje pierwsze skojarzenie było od razu powiązane z taką samą miejscowością i to dosyć sporą w Szkocji i nie pomyliłam się ponieważ przy wyjeździe z tej miejscowości żegnała nas figurka pana w szkockiej spódnicy grającego na dudach. Dalej było Muswellbrook, Singleton, Braxton, Maitland. Za tą ostatnią miejscowością zaczęły się pojawiać co raz częściej mniejsze i większe miejscowości. Były to początki Newcastle, dosyć odległe ale widać było już większą cywilizację.
 
Niedługo później pojawił się zjazd na autostradę "1" prowadzącą prosto do Sydney i można było śmigać prosto do wielkiego miasta. Austostrada jak autostrada, jej wada jest taka że jest długaśna i nudna. W dzień są jeszcze widoczne jakieś widoczki ale w nocy nic a nic, jedynie co chwilę widać było ogromne skały w których wyryto drogę. Z drugiej strony taka droga też ma swój urok.
 


 
Zdjęcia autostrady w ciągu dnia czyli nasze pożegnanie z Sydney. Miasto ogromne, jak dla nas za duże. Mnóstwo atrakcji do zobaczenia. Opera robi jedynie wrażenie na pocztówkach, w oryginale jest zwyczajnym budynkiem. Pewnie są tacy którzy się ze mną nie zgodzą, ale to moja opinia. :)
 
Droga była strasznie długa i trochę monotonna ale bardzo spokojna, bez korków i innych aut (oprócz tych większych miast). Jechało się bardzo dobrze. Jednak na drogę powrotną do Capricorn Coast wybraliśmy zupełnie inną drogę, ale o tym w jednym z następnych postów.
 
Miłego czytania :)
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz