środa, 9 października 2013

Czy warto emigrować do Australii???

Ciekawe pytanie... pewnie mnóstwo ludzie je sobie zadaje.
Każdy wyobraża sobie tej kraj/kontynent jako cudowny, bez skazy, z jeszcze lepszą pogodą, wiecznie zadowolonymi ludźmi, super pracą i lifestyle jakiego wszędzie brakuje.
 
Żeby móc powiedzieć coś więcej o Australii, trzeba niestety tu trochę pomieszkać.
I to nie jako turysta czy studencik w wielkim mieście, tylko zwyczajny człowiek, mieszkający na odludziu, który ma okazję poznać ten kraj z innej perspektywy.
Jedno co na początek mogę powiedzieć to to, że im dłużej gdzieś mieszkasz tym bardziej zmieniasz zdanie na temat tego miejsca. Zawsze tak jest, niestety nie zawsze zmiana zdania jest w tym kierunku w którym byśmy chcieli na początku podróżowania.



Zarówno Australia jak i Nowa Zelandia (niektórzy twierdzą, że też i Kanada) to kraje które budują swoją ekonomię na "wyciąganiu" pieniędzy od swoich imigrantów.
Najbardziej błahym i popularnym przykładem tego "wyciągania" pieniędzy jest wymóg lokalnych licencji, certyfikatów i dokumentów, które można otrzymać ucząc się w dużej mierze w Australii. Nauka jest bardzo długa i baaaardzo droga. Ludzi bardzo często nie stać aby się uczyć i zarobić legalnie na tą naukę i utrzymanie siebie w Australii. Jakiekolwiek certyfikaty należy nawet posiadać do zawodu sprzątaczki czy do koszenia trawników. Jest to tzw. "polityka bezpiecznej pracy".
Bezpieczeństwo jest aż do przesady poważnie traktowane w Australii. Dla nas przekracza granice wszelkich absurdów. Pytacie jakich absurdów. Szczerze jak sami nie spotkacie się z tym zjawiskiem twarzą w twarz to możecie nie uwierzyć lub stwierdzić że jest to dobra polityka.
My mieszkając już tutaj jakiś czas widzimy jak wygląda otaczająca nas okolica, co ludzie robią i jak, co da się zrobić, na co trzeba czekać. Ogólnie trzeba czekać na wszystko, bo w Australii każdy ma na wszystko czas. Na każdego przyjdzie kolej do zamontowania tego lub tamtego.
Chcecie basenik we własnym ogródeczku. To że macie ogrodzony płotem dom to nic.
Wokół baseniku musicie postawić tzw. bezpieczny wysoki płotek z bardzo trudnymi do otwarcia dla małych dzieci drzwiami, ponieważ każdy tutaj a w szczególności dzieci mogą wejść sobie na nasza posesję i się utopić. Mogą sobie wejść? Na moją posesję? To po co ja mam to ogrodzenie domu? Po co mi ten płot? Wygląda na to, że mieszkamy z dzikusami wchodzącymi wszędzie gdzie się da i się topiącymi. Więc, basenu lepiej nie mieć. To taka błahostka.

W Australii liczy się doświadczenie zdobyte tylko na terenie Australii. Zapomnijcie, że przytaszczycie tutaj swoje ogromne doświadczenie z innych krajów. Ono jest niczym dla tutejszych pracodawców. Oprócz lokalnego doświadczenia liczą się jak wszędzie znajomości.
Ogłoszenia z gazet czy "www" to ogłoszenia dla bardzo leniwych, jednak nawet Ci najbardziej ambitni z poza Australii nie dostają takiej pracy.
Koszty życia w Australii czy w Nowej Zelandii są dużo wyższe niż w Wielkiej Brytanii i Europie.
Mimo wielu powszechnych stereotypów, wymagania w Australii i NZ są straszne.

Geograficznie Australia jest daleko. No nie czarujmy się lot samolotem to prawdziwa męka.
2 dni w powietrzu, odciski na tyłku a po wylądowaniu, kilka dni dochodzimy do siebie. Jeśli zbyt mało piliśmy w samolocie, opuchnięte kostki murowane, niektóre dzieci mogą wymiotować po przylocie do Australii. Nie, nie to jeszcze nie obrzydzenie na widok tego kraju.
O podróży statkiem zapomnijcie. Chcecie jak ci więźniowie dotrzeć tu po kilku miesiącach?

Należy sobie bardzo dobrze uświadomić gdzie jest Australia i jak długo się do niej leci.
Nie wspominając o ogromnych kosztach podróży.
Dla porównania, podróż Polska-Londyn, Londyn-Polska, krótka, tania i może nie do końca przyjemna bo i tak siedzimy jak sardynki w puszce WIZ AIR. 
Ale szybko i tanio chyba pobije tą niewygodę.


Australia to ogromna wyspa, wszędzie daleko, a samotnie nie dopłyniemy nigdzie bo pożrą nas rekiny, które bronią morskich granic Australii. Trzeba się przyzwyczaić do ogromnych upałów na północy i trochę jakby europejskiej pogody na południu. W Queensland nie zmieniamy czasu, cała reszta stanów zmienia. Jest kilka ciekawych miejsc do zwiedzenia. Sydney oferuje chyba najwięcej.
Reszta wygląda tak samo. Wszystko wygląda tak samo.
Proszę nie wierzyć w wieczne wakacje. To mit, który trzeba obalić. Jeżeli uważacie, że wieczne wakacje to 40C, robale łażące wszędzie, można znaleźć pod zlewen węża bo taki sobie wszedł a trakcie budowy domu pod zlew w poszukiwaniu myszek. Zawał murowany. Wieczne wakacje wtedy szybko mijają. W Queensland lubi mocniej popadać na przełomie roku, więc z wiecznych wakacji robi się długi koszmar. Mokry koszmar. Koszmarek szybko się kończy i zaczyna skwierczeć nam skórka na pleckach w 40 stopniowym upale. Opalają się tylko turyści, Australijczycy tego nie robią, wręcz przeciwnie uciekają przed słońcem.

Jako pełnoprawni obywatele (długa droga do tego statusu) mamy obowiązek stawiania się przy urnach wyborczych i głosowania. Nawet jeśli nie chcemy, nie wiemy o co chodzi i na kogo głosować to lepiej iść, inaczej czeka nas kara $50. W sumie dobry sposób na frekwencję.
Jeśli kierują nami polityczne powody emigracji to można się rozczarować, polityka jest tu nudna jak flaki w oleju. W Polsce są non stop jakieś afery a tu nic a nic. Trzeba być dobrze zaprawionym w polityce aby się odnaleźć w tutejszych politycznych zagrywkach.
Ciekawostką może być wysokość podatku VAT w AU jest to tzw. GST i wynosi 10%, dla porównania w Polsce mamy 23%. Ciekawe jakby Australijczycy znieśli nasz podatek?
Rok podatkowy mamy tu od lipca do końca czerwca. W lecie, które jest na przełomie roku urzędnikom chyba z mózgów zrobiłaby się jajecznica, więc muszą odpoczywać w tym czasie a podatki przerabiają w połowie roku, gdy jest chłodniej.
Numer podatkowy otrzymujemy po wypełnieniu aplikacji na internecie. Przychodzi do nas pocztą w ciągu kilku dni. Otwarcie swojej firmy to kwestia kilku minut i też pracujemy sami dla siebie.
Pracując na etacie, wypłaty są najczęściej co tydzień, czasem co dwa tygodnie a najrzadziej raz w miesiącu. Australijczycy chyba by nie przeżyli miesięcznych wypłat.
Oni muszą mieć non stop pieniądze.

Opieka zdrowotna i społeczna

Panują tu dwa magiczne słowa: MEDICARE i CENTRELINK.

Stając się rezydentem dostajesz plastikową zieloną kartę z dostępem do państwowej służby zdrowia prawie bez płacenia daniny. Prawie, bo i tak płacisz. Nigdy nie jest za darmo.
Jak wszędzie jest i tu państwowa i prywatna służba zdrowia. Państwowa jest bezpłatna (mogłabym się kłócić ale nie chcę), jednak obywatel ma za zadanie znalezienie lekarza tzw. Bulk Billing, który nie pobiera więcej niż rząd refunduje. Nie są to złej jakości usługi, jednak zanim dojdziemy do tego statusu musimy płacić troszkę więcej. Jest to opisywane jako tzw. "gap". Czyli różnica pomiędzy lekarzem Bulk Billing a tym co on sobie liczy. Prosty przykład, wizyta kosztuje $70, rząd lub firma ubezpieczeniowa zwraca połowę a my musimy zapłacić resztę. Tak jest w przypadku gdy się nie ma PR i trzeba za wszystko płacić.

MEDICARE nie obejmuje dentysty, no jakże by mogło być inaczej.
Często słyszymy, że ludzie wydają po kilka tysięcy na leczenie zębów, nasza znajomo zapłaciła za leczenie kanałowe około $3000. Niektórzy latają gdzieś do Azji aby taniej leczyć zęby. My zastanawiamy się skąd Ci ludzie biorą te kwoty ponieważ nam się owszem zdarzyło być tutaj u dentysty i nigdy nie zapłaciliśmy góry pieniędzy. Mamy prywatne obowiązkowe ubezpieczeni, które i tak chcemy kontynuować z roku na rok, ja za zwykłą plombę ze znieczuleniem zapłaciłam $80, a moja firma około $150, przy kolejnej wizycie zapłaciliśmy $150 i było to czyszczenie kanału w zębie z lekarstwem. Ogólnie za całość leczenia kanałowego nie zapłacimy wiele bo mamy to na czym wielu Australijczyków oszczędza, prywatne ubezpieczenie. Plusem jest to, że idąc do dentysty od razu płacimy tą mniejsza kwotę, a dentysta z naszej karty ubezpieczeniowej ściąga sobie resztę kwoty która należy do ubezpieczyciela. łatwe, szybkie i przyjemne.
Prywatne ubezpieczenie obejmuje również karetkę, za którą tez nas nieźle policzą gdy nie mamy wykupionej opcji pokrycia kosztów za nią. Na opłacenie rachunków mamy miesiąc.

CENTERLINK jest to miejsce gdzie można się ubiegać o zasiłki dla bezrobotnych. Oczywiście najpierw należy być obywatelem i pomieszkać dwa lata a potem iść na bezrobotne.

Jaki stan wybrać do zamieszkania?
Dobre pytanie, każdy inaczej na nie odpowie.
Można się kierować wieloma kategoriami. Panuje tutaj kilka śmiesznych opisów dla paru stanów, np.
Stan Queensland to stan dla leniów i surferów.
Western Australia (Australia Zachodnia) to stan totalnego pustkowia i galopujących na koniach kowbojów.
Victoria to tzw. "nany state" stan niańka, który opiekuje się swoimi mieszkańcami.
Nie rób tego, nie rób tamtego ble... ble... ble...
ACT  to stan dla polityków i inżynierów
Północne Terytorium - tam ktoś mieszka? Jest osada zwana Darwin, mieszkają tam głównie kierowcy ciężarówek z 10 naczepami.
NSW - Nowa Południowa Walia - Prym wiedzie Sydney i kobitki w 12cm szpilkach.
Południowa Australia - hmmm... ciężko powiedzieć, ratownicy na plaży, średnia wieku 50 lat.

My mieszkamy w stanie leniów i surferów. Surferzy są spotykani oczywiście tylko na wybrzeżu, a lenie wszędzie. Dosyć trudno się pracuje z tutejszą społecznością bo na wszystko maja czas
i każdy zrobi wszystko wtedy gdy będzie miał na to ochotę. Ogólnie Australijczycy tacy rodowici to naród nie lubiący pracy, najlepiej według nich popracować niewiele a otrzymać dobrą kasę, całkiem jak Polacy. Australijczycy są narodem którym łatwo jest sterować. Ktoś kto zaczął rządzić tym narodem chciał stworzyć państwo idealne tzw. utopię.
Chodzi tu o to, że damy Wam (narodowi) dobre zarobki, pogoda sama w sobie jest ok, dostaniecie dobre zasiłki (powoli chcą je ukrócić), służba zdrowia jest dla tych ludzi stworzona jak dla bydła, niby jest super a i tak nic nie ma konkretnego, ale macie MEDICARE. Każdego obywatela dzięki zarobkom stać na wszystko co tylko by nie chciał, dosłownie, podoba Ci się auto sąsiada, nie kradniesz go, idziesz do salonu i kupujesz takie same, znaczy bierzesz kolejny kredycik.
Dlaczego nimi łatwo sterować? Idziesz do pracy ok, nauczymy Cię jak obsługiwać łopatę i nic więcej nie trzeba. Do usranej śmierci będziesz obsługiwał łopatę, każdemu to pasuje w szczególności Australijczykowi który ma to robić, bo ma robotę, ma zarobki stykające na wszystko i po co się wychylać i chcieć więcej. Nie potrafią o nic sami zawalczyć. Gorzej, jak inny się wychyla lub zaczyna się rządzić podkablują go do szefa i ten drugi następnego dnia nie pracuje.
Bardzo łatwo tu stracić pracę, oczywiście Oziki się tym nie przejmują, nie pracuję na kopalni to idę do budowlanki, nie budowalnka to siedzę na bezrobotnym itp.

Jedna ważna sprawa szczególnie dla kobiet.
Jesli chodzi o służbę zdrowia to jest podobnie jak w Anglii, oczywiście jeśli się jest w Anglii a trzeba np. do ginekologa bo sprawa pilna to  dzwonimy do Polski umawiamy wizytę, kupujemy bilecić i w 2h jesteśmy na miejscu. Jak dobrze to zorganizujemy to w ciągu jednego góra dwóch dni mamy wizytę odbębnioną i wiemy co jest grane. W Anglii z ginekologiem kiepska sprawa, ciąża? Położna wszystko prowadzi i odbiera dzieciaczka.
W Australii jest podobnie, wręcz taka samo albo i gorzej.
Dlaczego gorzej?
1. nie polecimy nawet na 2 dni ot tak do Polski do ginekologa na wizytę bo za daleko i za drogo
2. Ginekolog w Australii zazwyczaj jest jeden na szpital i ciężko się do niego dostać
3. Nikt nie daje skierowań do ginekologa, tzw. GP sam tak długo leczy i eksperymentuje aż się podda i wtedy łaskawie pośle nas do szpitala gdzie jest ginekolog
3. Mieszkając gdzieś daleko od cywilizacji np. jak my w Emerald to nie ma szans na wizytę u ginekologa w tutejszym szpitalu.
Ginekolog jest w Rockhampton i tylko chyba umierająca kobieta tam trafi.
Jest to bardzo nie fajnie stworzona pomoc lekarska bo jednak pomoc ginekologa w sprawach kobiecych jest niezastąpiona i bardzo nad tym tu ubolewam.
Leczenie wygląda po prostu w sposób werbalny czyli idziemy do GP, opowiadamy o problemie,
na tzw. "gębę" dostajemy leki, które nie raz nijak się mają do naszego stanu zdrowia.

 

Poniżej przedstawię kilka różnych popularnych możliwości emigracji do Australii:
 
Emigracja po przez naukę - WIZA STUDENCKA
 
Od 1 Lipca 2012 roku bardzo dużo w tym zakresie się pozmieniało. Można by powiedzieć, że droga przez edukację została bardzo ukrócona a wręcz zamknięta. Nowe przepisy panujące od 1 Lipca 2012 roku mają na celu ukrócenie emigracji wraz z nauką. Agenci migracyjni, którzy obiecują nam, że po skończonej szkole, będziemy bez żadnych problemów mogli aplikować o wizę PR po prostu oszukują ludzi. No ok, nie mówią całej prawdy.
Edukacja w Australii jest bardzo droga i ogólnie Australia zarabia na studentach ogromne pieniądze. Opłaty za studia są wielokrotnie wyższe dla obcokrajowców niż dla obywateli Australii. Jeżeli załatwiacie szkołę z jakimś Agentem to nie liczcie na żadne zniżki, wręcz przeciwnie, będzie drogo. Studenci (obcokrajowcy) płacą normalne podatki, nie mają żadnych zniżek w służbie zdrowia. Po prostu płacą jak za zboże. W trakcie studiowania można pracować tylko 20 godzin w tygodniu. Jedyna praca jaka się trafia, to taka najniżej płatna ok. $10-15/h. Legalnie przy tych lepszych zarobkach można zarobić jakieś $300 na tydzień. To wystarcza na bardzo skromne życie i to tylko dla jednej osoby a na pewno nie dla rodziny z dziećmi. Z pewnością nie wystarczy na opłacenie studiów. Emigrując, trzeba by mieć sporo kasy zaoszczędzonej na samą szkołę.
Znajdą się pewnie tacy, którzy będą pracować więcej i na czarno. Odradzam taką formę, kopniak od Urzędu Imigracyjnego murowany i zakaz wjazdu na teren AU.
Jednak jeśli się ktoś uprze, i będzie mu dobrze szło, niech pamięta, doba nie jest z gumy a do szkoły trzeba chodzić. Kilka nieobecności i szkoła wysyła do Urzędu Imigracyjnego informację o nieobecnościach studenta i też kopniak w zadek. No spać też trzeba, nie jesteśmy robotami.
 
Na koniec okresu nauki nikt nie zagwarantuje nam otrzymania wizy stałego pobytu tzw. PR.
Agenci mogą Wam koloryzować fakty, naciągać a i tak oni nie zrobią  nic dla Was gdy się zjawicie na terenie Australii. Każdy będzie Wam obiecywał, że po skończonych studiach PR macie w zasięgu ręku. Bujdy na resorach. Będzie trzeba znaleźć pracodawcę i to takiego który zapewni wizę tymczasową sponsorowaną na 4 lata. Czas ten każdy spędzi na pracowaniu bo o nauce nie będzie mowy, na tej wizie też płacimy jak za zboże. I w trakcie tej wizy po kolejnych 2/4 latach można aplikować o PR jednak największą przeszkodą oprócz góry pieniędzy jest test z języka angielskiego IELTS. Do tego dochodzą punkty które trzeba uzbierać, doświadczenie w danym zawodzie, więc studia też trzeba wybrać z głową.
 
Utrudnienia na tej wizie:
 
Nasze kochane dzieci muszą spełniać obowiązek szkolny, jednak będą na wizie studenckiej będą dla nas bardzo drogimi dziećmi. Bowiem szkoła dla naszych pociech jest droga.
- szkoła podstawowa - koszt około $7.000 na rok
- szkoła średnia - koszt około $10.000 na rok
 
Jest to droga przez mękę, państwo Australia wyciska każdego jak cytrynkę.
Ogólnie polecam ostrożność w kontaktach z różnymi agentami edukacyjnymi.
Agenci Ci, jak wszyscy liczą tylko na pieniądze. póki płacisz, traktują Cię jak króla.
 
Praca, praca, praca - WIZA SPONSOROWANA (457)
 
Jest to wiza tymczasowa, zazwyczaj przyznawana na 4 lata. Zwalnia z opłat za szkołę jedynie nasze kochane dzieci. Jak sama nazwa mówi, aby ją dostać trzeba mieć pracodawcę sponsora. Nie jest to takie łatwe. Można powiedzieć: znajdź pracodawcę przez internet i pracuj dla niego.
Pierwszy największy problem jaki się pojawia, to odległość między nami a tym pracodawcą jeśli jesteś poza granicami Australii.
Mało kto chce zatrudnić kogoś gdy z nim mailuje i nie widzi kandydata.
Sama wiza ma ogromne zalety, dużym plusem jest stała praca i dobre zarobki.
Jednak ta stałość pracy nie jest taka różowa, zawsze mogą nas zwolnić, wtedy przysługuje nam bilet powrotny na koszt pracodawcy i to chyba znowu jedyny plus w momencie zwolnienia.
Innym plusem jest to, że nasz współmałżonek może również pracować gdzie tylko chce, czyli naszą żonę/męża nie trzyma jeden pracodawca tak jak jak jest to w przypadku głównego zainteresowanego.
Pytacie jakie są wady?
Trzeba mieć wykupione ubezpieczenie medyczne, które da nam jakieś profity dopiero po roku posiadania go, czyli np. nasze dziecko musi iść do szpitala bo boi się dentysty i potrzebny jest zabieg. Jeśli trafi do szpitala (najpierw się jest 6 miesięcy na liście oczekujących) przed upływem roku od momentu zawarcia ubezpieczenia to płaci posiadać tego ubezpieczenia, jeśli mienie rok to nasza firma ubezpieczeniowa pokryje wszelkie koszty, które nie są małe.
Jednak nie jest tak różowo ze wszystkim, za zwykłego lekarza i tak płacimy ok $70 a dostajemy zwrotu około $36 i tak ze wszystkim. Za tzw. "emergency" czyli nagłe trafienie do szpitala to my płacimy za wszystko a zwrot w 100% otrzymamy po wielkiej batalii z firmą ubezpieczeniową po około 2-3 miesiącach. Dobra rada, nie chorować hehehe:)
Trzeba zapłacić za przedszkole oraz za opiekę dla dzieci przed szkołą i po szkole w pełnych kwotach a nie jest tania. Około 50-60 dolarów za dzień gdy są to wakacje a w trakcie roku szkolnego to jest to około $15 dolarów za 1,5h rano i około $18-$20 dolarów po szkole - 3h.
Przedszkole to wydatek około $2000 na rok.
Po 2 latach można aplikować o wizę stałego pobytu PR. Do niedawna pracodawca o to występował, teraz jedyne co robi to wydaje list/potwierdzenie o kwalifikacjach zawodowych i tyle. Cały proces aplikacji leży w rękach interesanta. Można samemu się z tym zmagać, lub oddać się w ręce dobrych agencji które też sobie dobrze liczą za usługę. Ogólnie aplikacja dla 3 osobowej rodziny (2+1) to koszt około $12000. Do tego trzeba przed aplikacją zdać egzamin językowy IELTS.
Dwa lata temu ten egzamin nie był wymagany jeśli zarabiało się ponad $100.000 rocznie.
W ciągu dwóch lat Urząd Imigracyjny podniósł tą barierę najpierw do $180.000 a od Lipca 2013 roku jest to $250.000. Jest to bariera nie do przeskoczenia.

 
 
MIGRACJA WYKWALIFIKOWANA NIEZALEŻNA
SKILLED INDEPENDENT
 
Każdy podaje podam i ja. Co takiego? Stronkę do tutejszej najpopularniejszej instytucji:
Jeśli umiecie zrozumieć większość tego co tam piszą znaczy nie nie jest tak źle z językiem angielskim hehe :) Ta stronka to kopalnia wiedzy o systemie imigracyjnym.
 
Jeśli chodzi o zawód u pracodawcy-sponsora to warto przeglądać listę "SOL"
Pomocny może być też link do Skill Select:
 
Na czym polega Skill Select?
Jest to program migracji niezależnej, od 1 Lipca 2012 roku każdy zainteresowany emigracją musi zarejestrować się w specjalnej bazie kandydatów "EOI - Expression of Interest".
Do wybranych kandydatów Urząd wysyła tzw. zaproszenia. Na swojej stronie piszą że każdy w odpowiedniej kolejności dostanie takie zaproszenie.
Po otrzymaniu takowego zaproszenia, można składać główną aplikację.
 
"SOL" czyli "Skilled Occupation Lists"
Jest to lista zawodów uznawanych prze Australię i oferujacą pracę po przez wizę sponsorowaną.
Jak każdy się domyśla chętnych jest więcej niż miejsc pracy. Australia więc wybiera sobie wśród kandydatów jak wśród dobrych ptaszków na obiadek :)
Każdy ma te same szanse, nie można tutaj mówić o stronniczości.
 
Za zawód nie otrzymuje się od 1 Lipca 2011 roku żadnych punktów do tzw. "testu punktowego", ale nasz zawód musi być wciąż na tej liście (SOL) i musi być uznany przez Urząd. Troszkę to wyklucza samo siebie, ale taka jest Australia. Odnajdzie się tutaj tylko też, kto drąży bardzo temat.
 
Za co dostajemy punkty?
 
1. Doświadczenie zawodowe - jest to dodatkowych 5-15 punktów. Trzeba mieć doświadczenie na danym stanowisku w swoim nominowanym zawodzie.
2. Znajomość języka angielskiego - potrzebny jest pozytywnie zdany egzamin IELTS. Trzeba mieć pozytywnie zdane wszystkie 4 części z tego egzaminu. Pozytywnie czyli 5 lub 6 na 9.
3. Wiek - tak, jednym z kryteriów jest nasz wiek. Im starszy delikwent tym gorszy (mniej kasy zarobi dla Australii w swoim życiu - nie no żartuję). Najwięcej punktów otrzymuje osoba w przedziale wiekowym 25-32. Osoby po 45 lub po 50 roku życia nie mogą w ogóle dostać takie wizy "SI".
 
WIZA PARTNERSKA - SPOUSE VISA
 
Jest to tzw. łapanie rybki na haczyk, czyli szukamy jelenia, który nas przygarnie i dzięki zawarciu związku małżeńskiego posiądziemy stan obywatelski tegoż kraju. Ale nie jest to tak łatwo. Trzeba udowodnić 2 letni związek z delikwentem, np. zdjęcia wspólne na wakacjach i z innymi członkami rodziny. Należy podać kontakty do wspólnych znajomych. Jeszcze kilka lat temu urzędnicy przychodzi do domu takiej pary i grzebali po szafkach w poszukiwaniu damskiej bielizny i ciuszków mówiących o wspólnym życiu. Co za popaprany kraj...
Nadal urząd sprawdza czy związek nie jest taki tylko na "papierze" i na początku przyznaje wizę na 2 lata a dopiero później, po kolejnych 2 latach ponownie urząd sprawdza realność tego związku i można ubiegać się wizę PR. Jest to bardzo popularna droga do pozostania w tym kraju.
Szukamy frajera, zakładamy papierową torbę na głowę, kilka drinków i żyjemy w takie iluzji dwa razy po 2 lata a potem raj na ziemi.
 
EMIGRACJA PO PRZEZ RODZINĘ
 
Potrzebna nam jest rodzinka, która wpłaci kaucję dla nas i można mieszkać.
Tłumaczcie sobie to tak, wysyłamy frajerów, którzy wypruwają sobie flaki aby tu żyć godnie i z szacunkiem, a później na krzywy ryj zjeżdża się reszta ferajny. Można i tak.
Jak to mówią, co kraj to obyczaj.
Emigracja ta ma dwa główne warianty: tani i drogi.
Wariant tani: po złożeniu stosu odpowiednich papierków, czekamy w kolejce około 10-12 lat.
Wariant drogi: kasa, kasa, kasa... wpłacamy $10.000 tzw. kaucji na 10 lat oraz około $30.000 opłaty wizowej. Wiza od ręki. Ja chyba wolę latać do ojczyzny i owiedzać rodziców i krewnych oraz przy okazji zwiedzić sobie stare śmieci.
 
MIGRACJA REGIONALNA
 
Wymogi do tej emigracji są nieco niższe punktowo. Należy przez minimum 3 lata mieszkać poza obszarem wielki aglomeracji tj. Brisbane, Sydney, Newcastle, Melbourne itp. i osiedlić się na zadupiu, w opcjach do wybory jest np. Adelajda, która ma stale problemy z mała ilością ludzi.
 
PRACUJĄCE WAKACJE - WORKING HOLIDAY
 
Opcja nadal niedostępna dla Polaków.
Jeśli posiadamy np. obywatelstwo Brytyjskie taka opcja się przed nami otwiera jednak nie na długo.
Jest to opcja dla młodych ludzi i tylko na 12 miesięcy.
 
Omówiłam powyżej kilka popularnych opcji emigracji do Australii.

 
Podsumowując ten bardzo długi artykuł:

Australia to zadupie świata, gorsza jest tylko Nowa Zelandia.

Czy warto emigrować? Jestem tu dwa lata i wciąż zadaję sobie to pytanie.
Na tą chwilę jest ok i oby tak dalej :)
 
 
 

16 komentarzy:

  1. Moim marzeniem jest Australia. Zawsze chciałem tam mieszkać, ale coraz bardziej wątpię w to czy mi sie uda. Jestem szarakiem w polsce, troszke kumam angielski, do nauki nie jestem do przodu ale jednak chciałbym mieszkac w tym kraju, być jego częścią... Cóż..

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiem Ci szczerze jak tylko mogę, jakiś czas temu miałam straszliwego doła i chciałam być tam skąd przyleciałam do AU, po różnych przejściach które napotkałam w ciągu kilku ostatnich dni wiem że Australia jest moim drugim domem który wchodzi na pierwsze miejsce i jest mi tu dobrze i nie waham się mówić już inaczej. Nie warto mieć wątpliwości tylko trzeba walczyć o swoje i pchać marzenia ku lepszemu. Kraj jest super i polecam każdemu kto chce tu być. Zawsze są wzloty i upadki ale życzę Ci aby tych wzlotów było jak najwięcej. Myśmy też byli szarakami w Polsce a teraz jesteśmy troszkę bardziej kolorowi :) żyje się lepiej i dla tego lepszego życia warto emigrować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam mam na imię Ola ,mam 14 lat.W szkole idzie mi dobrze z nauką języków też nie najgorzej.
    Ostatnio coraz częściej zastanawiam się nad tym co chciała bym robić w przyszłości.Myślałam nad zawodem stomatologa.Ostatnio słyszałam że znajduje on się na liście "SOL".Bardzo chciałabym wyjechać kiedyś do AU i zacząć takie życie na jakie nie miała odwagi moja mama.Tylko jest jeden problem bo nie mam pojęcia czy jak ukończ szkołę w tym kierunku i wszystkie kusy oraz zbiorę doświadczenie w tym zawodzie w Polsce to czy w Australii będę musiała zaczynać wszystko od nowa.Ogólnie słabo się orientuję.Wiem że mam dopiero 14 lat i wszystko może się jeszcze zmienić ale już teraz chciałabym zacząć szkicować "swój plan na życie".Myślałam nad tym żeby po ukończeniu studiów starać sie o wize pracowniczą(457) a potem a potem skilled independent.No nie wiem..
    A pani jak trafiła do AU, planowała pani tę podróż ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Olu... jesteś na tyle młoda że masz jeszcze dużo możliwości planowania swojej przyszłości. Dostanie się do Australii teraz na wizie 457 jest bardzo trudne, nie piszę tak żeby Cię zniechęcić ale tak ponieważ to prawda. Rząd Australijski a w szczególności Urząd Imigracyjny co pół roku (styczeń i lipiec) zmienia warunki na jakich można się tu dostać i nie ułatwia tego nikomu. W Australii najpierw pracę muszą dostać jej obywatele, dopiero potem jeśli naprawdę nikogo nie znajdą wewnątrz kraju mogą pracodawcy szukać za granicą, na wizę 457. Najprostsza droga to wiza studencka, potrzebna jest dobra znajomość języka angielskiego, choć można przylecieć z mierną znajomością i zacząć od kursów językowych a potem dalej na studia. Jest droga przez mękę, bo możesz pracować w ograniczonym czasie, mało zarabiasz a masz mnóstwo do opłacenia. Do tego musisz tu przylecieć z górą pieniędzy o którą będą cię pytać. Zazwyczaj jest tu tak, że każdy wszystko zaczyna od nowa. W Australii uznają certyfikaty i dyplomy tylko z Anglii, z Polski niestety nie. Jeśli masz możliwość np. pojechania do WIelkiej Brytanii to polecam tamtą edukację, a potem dalej kierunek Australia. Będzie łatwiej. Wiza skilled independent to jest czysty hard core, Jednak musisz pamiętać, że teraz będąc tu musisz przepracować 2 lata aby alplikowac o status rezydenta, trzeba zebrac spora kwote pieniędzy i co najważniejsze zdac egzamin językowy IELTS na odpowiedni wynik z każdej części.
    My nie planowaliśmy podróży do AU, a raczej o niej marzyliśmy. Mój mąż dostał tutaj pracę na wizie 457, mieliśmy wtedy (2 lata temu) duże szczęście. Po naszym przyjeździe, zaczely się zmieniac przepisy i warunki na jakich da się tu przyjechać. Teraz jesteśmy na etapie egzaminów.
    Mam nadzieję, że moja odpowiedź w czymś pomogła. Jeśli masz jakieś pytania, proszę pytać. Chętnie na nie odpowiem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Opis wrecz sarkastyczny, kazdemu nie dogodzi... szkoda ze taki stronniczy... widac ze pisany przez polaka... wszedzie mozna sie do czegos przyczepic. Ale nikt mi nie powie ze w polsce jest lepiej...

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem polką i nie kryję tego, a każdy ma swoje osobiste wrażenia dotyczące miejsca w którym jest. Nie uważam że artykuł jest stronniczy, jest prawdziwy i to pewnie wielu boli :) Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma jak to mówią. Zawsze są plusy i minusy, ja staram się pokazać każdą stronę Australii.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj,
    Czy mogłabym się z Toba jakkolwiek skontaktować poza Twoim wspaniałym blogiem, kochana? ;) Podaje tutaj swojego facebook'a :

    https://www.facebook.com/profile.php?id=100000811352461&ref=tn_tnmn

    Prosze o kontakt ; )

    OdpowiedzUsuń
  8. Do: Patysia. Niestety nie mogę otworzyć podaje strony dot. Twojego Facebooka. Czy możesz podać dokładniejszą nazwę to będę mogła Cię znaleźć? Jeśli nie życzysz sobie publikowania nazwy, komentarz pozostanie tylko w moderacji, nie będę go publikować.

    OdpowiedzUsuń
  9. hej :) jak mozna się z Toba skontaktować? czy można prosić o emaila? potrzebuje rady :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Nata, posiadam stronę na Facebooku, jeśli chcesz możesz się ze mną kontaktować poprzez tą stronkę. Poniżej link do artykułu z linkiem do tej stronki:
      http://wirtualnabrytania.blogspot.com.au/2014/03/didgeridoo-in-kangooland-na-facebooku.html

      Usuń
    2. https://www.facebook.com/#!/DidgeridooInKangooland

      Usuń
    3. Na obydwu blogach jest link do tej stronki. Mam nadzieję że będę Ci mogła pomóc

      Usuń
  10. Hey; chcę się starać o wizę sponsorowaną (457). Mam kilka pytań adn egzaminu Ielts; Czy mogę prosić o kontakt mailowy?
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
  11. Mój email: domi-stachowiak@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Australia to moje największe marzenie,jednak obawiam się,że będzie ciężko się tam dostać...z tego co czytam na pani blogu to jest to póki co dla mnie nieosiągalne ;( ta bezradność tak boli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie poddawaj się, to, że jest ciężko nie oznacza że to nie osiągalne :)

      Usuń