sobota, 1 marca 2014

Australia vs. Polska - jak przebiega nasza emigracja

Australii i Polski nie da się porównać w kilku zdaniach. Nie da się porównać żadnego kraju z innym. Każdy kraj jest inny, jest interesujący na swój sposób i odpychający dla innych. Jedni znajdują swój azyl w Polsce inni w Australii jeszcze inni w Stanach, Kanadzie, Anglii, Irlandii, krajach zachodnich itp. Wiele można pisać i mówić o różnicach, które są oczywiste jak wielkość, ludność, różnice polityczne (każdy kraj ma swoją własną politykę), ja bardziej się skupię na różnicach które nas tu dotknęły i jak postrzegamy Australię na tle tego co znamy z Polski.
 
 
Wielu z Was, którzy przeczytają ten artykuł, powie, że jestem samolubna, jak mi się tu nie podoba to mogę wyjechać albo najlepiej trzymać buzię na kłódkę i przyjąć to co mam, takim jakie jest i tyle, po prostu z tym żyć. To fakt, ale pisząc tego bloga uważam, że powinniśmy otwarcie wyrażać swoje zdanie i opnie, każdemu ma prawo się coś nie podobać i każdy ma prawo o tym mówić.
Jednak, ostatnio się przekonałam, że komentarze w stylu "jak Ci się tu nie podoba to zawsze można wyjechać", "nikt Wam nie kazał tu przyjeżdżać" itp. itd. pochodzą od osób złośliwych, które osiągnęły w życiu to co chciały i nudzi im się. Może, mają też za dużo pieniędzy.
To taka moja osobista opinia :)
Podejdźcie do tego artykułu na luzie i czasami postawcie się sytuacji innych ludzi.
Na emigracji nigdy nie jest łatwo, jedno przechodzą ją łatwo, prosto bez żadnych wzlotów i upadków, inni tęsknią, bywają chwile zwątpienia i załamania, później się poprawia ten stan ale za jakiś czas powraca. Każdy musi to przeżyć i dać sobie z tym radę.
Jednym pomaga codzienna rozmowa z bliskimi przez telefon inni musza widzieć więc na Skypie, są tacy, którzy mają sporadyczny kontakt z bliskimi. Inni szukają pracy w nowym miejscu lub miejsc i grup ludzi z którymi będzie im łatwiej odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Każdy, każdy sposób jest dobry.
 
 
Jesteśmy tu już ponad dwa lata i wiele widzieliśmy, słyszeliśmy i wielu ludzi poznaliśmy.
Australijczycy są zupełnie inni niż my Polacy, po za tym jaki naród jest podobny do drugiego.
Początkowo była duża euforia i zachwyt tym co nas tu spotkało, nowe miejsca i mnóstwo ciekawych miejsc do odwiedzenia. Staramy się tak często jak się da zobaczyć coś nowego i wykorzystywać każdą okazję aby to robić. Zawsze jeździmy samochodem aby zobaczyć jak najwięcej, po drodze zawsze jest coś ciekawego, czego się nie zauważy w przewodnikach i folderach.
Mieszkając w Yeppoon udało mi się znaleźć grupę "English Conversation Club", była to miła grupka kilku osób pochodzących z różnych stron świata. Spotkania raz w tygodniu były miłą odskocznią od codzienności ale również możliwością poznania okolicy. Przy braku pracy takie spotkania na serio dużo mi dały i czułam że miło jest się z kim zobaczyć i podszlifować język, ponieważ porozumiewaliśmy się tylko po angielsku.
Po jakimś czasie pojawiła się pierwsza praca a potem kolejna i czas jakoś leciał.
Mamy córeczkę przy której nie da się nudzić, więc czas przy niej mijał nam równie szybko co przy pracy. Z czasem wszystko zaczęło robić się takie powszednie i zwyczajne.
Do tego w ubiegłym roku, trzeba było się przeprowadzić, co nas bardzo zasmuciło, bo lubiliśmy Yeppoon, ale jak trzeba to trzeba. Padło na Emerald, nie z wyboru ale raczej z musu.
Miasteczko malutkie, na początku było fajnie i ciekawie ale nie tak jak w Yeppoon. Mieszkają tu całkiem inni ludzie, inne zachowania da się zaobserwować, doszłam do wniosku, że się jest takim jak oni albo odtrącają nas. Przypadkowa sytuacja, czyli spotkania dziewczynek z klasy mojej córki, po zabawie pojawiły się mi już dobrze znane pytania czy mogą się umówić na nocowanie.
Dla jednych jest to normalne dla innych jak my wielka nowość, i niestety jesteśmy tego zdania że dziewczynki są za małe. Z tego powodu wielu ludzi tutaj przestaje się odzywać i kontaktować.
Staramy się tym nie przejmować i żyć dalej, a nuż znajdzie się ktoś odpowiedni do utrzymywania znajomości. Są oczywiście inne mniej przyjemne sytuacje, na które trzeba uważać, szczególnie w tak małych miasteczkach jak Emerald, czyli grupy religijne.
W Australii jest mnóstwo kościołów i grup religijnych szukających nowych członków. Bardzo łatwo w to wejść a wyjść bardzo trudno. Ludzie są mili ale i natarczywi. My jedynie spotkaliśmy się z wielkimi namowami, ale daliśmy się w coś takiego wciągnąć. Mamy swoją jedną religię i się jej trzymamy w zwykły tradycyjny sposób. Sądzę, że ludzie, którzy są podłamani i krucho u nich z dobrym samopoczuciem, są łatwym celem dla takich grup, szczególnie na emigracji.
To były takie moje osobiste spostrzeżenia, pamiętajcie, każdy ma je inne.
 
 
 
Jacy są Australijczycy?
Popularna opinia o nich to taka, że to naród śmiejący się od ucha do ucha, witający nas słynnych
 "Hi, how are you?" i chętni do pomocy przy każdej okazji. Owszem Australijczycy są mili i uprzejmi, są jednak jak wszyscy ludzie, czyli tylko ludźmi. My spotkaliśmy się z wieloma zachowaniami, nie były to miłe zachowania tych ludzi. Jedno możemy szczerze powiedzieć, że Australijczycy nie przejmują się tym, że bardzo często muszą się przeprowadzać i stało się to u nich bardzo popularne. My nadal nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni (składzik całego życia w garażu, kilka lat w jednym miejscu, później w kolejnym...). Takie zachowanie doprowadziło chyba do tego iż nie przywiązują się do innych ludzi, po wyprowadzce z Yeppoon bardzo trudno utrzymuje się kontakt z tamtymi ludźmi. Doszliśmy też do innego wniosku, że tutejsza edukacja nie jest taka jaką my wynieśliśmy z Polski. Bardzo popularne są tu np. kalkulatory i to w pierwszych klasach szkół podstawowych. Nie popieramy tego ku rozpaczy naszego dziecka, ale nie chcemy aby nasze dziecko było takie jak ten naród (pewnie nie wszyscy tacy są) czyli średnio wykształcone i nie umiejące policzyć podstawowych działań. Tutejsze kalkulatory to prawdziwe kombajny, zrobi się na nich chyba wszystkie najważniejsze działania. Gdy je zobaczyliśmy byliśmy pod wrażeniem.
Edukacja w Polsce jest po prostu cudowna, wiem że chętnym do wyjazdu do Australii ona nic nie da, chyba że wyedukujemy się w Anglii to jak najbardziej, ale porównując zwyczajnie szkolnictwo są ogromne różnice, jest wiele plusów ale też i minusów.
 
 
Elementem emigracji jest umiejętność odnalezienia samego siebie w nowym miejscu, w Emerald nie przychodzi to łatwo, szczególnie, że miejsce to różni się kompletnie od tych w których mieszkaliśmy do tej pory. Sami się przekonaliśmy, że klimat nam tu nie sprzyja i jeśli nadarzy się okazja to poszukamy bardziej przyjaznego miejsca dla nas. Klimat tu jest drastyczny szczególnie dla osób które wychowały się w klimacie umiarkowanym w Europie, w Yeppoon było całkiem przyjemnie
i bardzo dobrze się tam czuliśmy jednak tu w głębi lądu w Emerald, klimat jest gorący i wilgotny. Temperatury są wysokie i nie do wytrzymania. To wszystko ma wpływ na nasz organizm, po przeprowadzce np. mnie dopadło krwawienie z nosa, a przy wysokich temperaturach które zaczęły się w grudniu zaczęły się niestety problemy z jakością moich włosów, są straszne, suche, za chwilę przetłuszczone, wypadają garściami. Temperatura doprowadza je do strasznego stanu. Oby to minęło, choć ostatnio rozmawiałam ze znajomą i chyba bez zmiany klimatu na bardziej nadmorski się nie obejdzie. Tabletki nie przynoszą spodziewanych skutków... cóż zrobić. Pomyślimy
W każdym miejscu w Australii najpopularniejszym miejscem są chyba biura nieruchomości tzw. "Realestate" i szczerze bardzo ich nie lubimy, mamy najgorsze doświadczenia z kilkoma biurami, no ale i tak cały czas coś wynajmujemy więc trzeba jakoś współpracować. Jednak nasze osobiste odczucia i opinie o ludziach tam pracujących są straszne. Ludzie Ci nie traktują nas (nas - w sensie klientów) poważnie, na wszystko mają czas, zresztą Australijczycy zawsze na wszystko mają czas, nigdy nie są pomocni w wystarczający sposób. Po prostu skasują to co do nich należy i najlepiej nic więcej od nich nie chcieć. Trochę to Europejskie hehe :) Jednak gdy znaleźliśmy pierwszy raz mysz, a było ich sporo to stwierdzili że to normalne i taki klimat i taki kraj. Pająki, myszy, węże, żaby, mrówki to wszystko co może nas tu odwiedzić i nikt się tym nie przejmuje, szpary w domach które tu budują umożliwiają wejście każdemu robactwu. Chyba jeszcze długo się do tego nie przyzwyczaimy.
Węże i żaby tylko na zewnątrz, ale i tak trzeba uważać żeby na coś takiego nie wejść.
 
 
W Emerald nie udało się mi znaleźć żadnej grupy która by mnie zadowoliła, jest to pewnie również skutek moich osobistych doznań podczas przeprowadzki. Możliwe że z czasem to się zmieni.
W małych miasteczkach życie inaczej płynie, tutejsze duże miasta tętnią życie i raz w roku staramy się pojechać do Brisbane lub w inne miejsce aby trochę się oderwać od tej monotonii. W Polsce wielkie miasta są na porządku dziennym, z dzielnicy do dzielnicy i nie ma końca.
Z Polski wszędzie blisko, w sensie do innych Europejskich miast. Tani linie lotnicze są błogosławieństwem dla podróżujących tu i tam. W Australii tanio nie jest nigdzie. W głąb lądu co raz drożej, ceny w sklepach wysokie, u nas strasznie drogi, usługi są drogie, a jadąc dalej na zachód paliwo i noclegi są straszliwie drogie. Dosłownie trzeba z majątkiem jechać tam na wycieczki.
Wystarczy np. popatrzeć jakie są ceny wycieczek w Północnym Terytorium.
Za cenę kilkudniowej wycieczki tam, my możemy mieć tani wakacje w innym regionie lub bilet dla dwóch osób do Europy.
 
Zapytacie pewnie czy tęsknimy za Polską.
Pewnie, że tęsknimy, jednak jesteśmy już tu na tyle długo, że staramy się iść przed siebie i żyć w tym kraju. Patrzenie za siebie nie przyniosło nikomu nic dobrego.
Po za tym od jakiegoś czasu dobrze nam tu gdzie jesteśmy - w sensie Australii - i tęsknota zeszła na drugi plan i się o tym nie myśli. Pewnie są tez osobiste powody ale o nich wolałabym nie pisać.
Artykuł nie jest może taki jakiego się spodziewaliście, ale może właśnie o to chodziło...
 
Nie da się opisać w kilku zdaniach emigracji, mam nadzieję, że artykuł nie wyszedł zbyt osobiście i zbyt niemiło w stosunku do tego co opisałam. Jednak taka prawda.
Czasem uważam, że lepiej napisać to co się czuje, niż trzymać to w sobie.
 
Jeśli macie jakieś pytania, zapraszam do komentowania :)
 
 

3 komentarze:

  1. Mam pytanie: Czego brakuje Ci w Australii, chodzi mi o żywność, np. słyszałam, że nie macie dostępu do przyprawy piernikowej, czy to prawda? Bo jedna Polka mieszkająca w Australii nauczyła się ją robić.
    Drugie pytanie dotyczy edukacji. Jak Twoja córka przystosowała się do szkoły angielskiej, bo to musi być trudniejsze niż w pracy. Wszystkie lekcje w języku angielski, podziwiam.
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  2. My w Polsce jak wiesz mieliśmy niedawno Tłusty Czwartek. W Australii tego nie ma, za to jest święto naleśnika dzień przed środą popielcową. Czy obchodzicie polskie święto czy australijskie, a może i jedno i drugie? A w Australii i Anglii były styczniu dwa święta. W Australii jak wiesz dzień Australii a w Wielkiej Brytanii Burns Night podobnie było w listopadzie również oba te kraje obchodziły święta Melbourne Cup w Australii a w Wielkiej Brytanii Guy Fawkes Night. Czy mogłabyś kiedyś opisać te święta?
    Odbiegnę teraz od tematu szukałam kiedyś czegoś na temat malarzy angielskich i spodobały mi się prace współczesnej angielskiej malarki Michelle Field oto strona http://www.britishartists.co.uk/michele/index.shtml maluje ona piękne angielskie krajobrazy gdybym miała pieniądze na pewno bym sobie takie porozwieszała w domu :)
    Zauważyłam że podobają Ci się wiktoriańkie domy oto jeden na sprzedaż w Walii http://search.savills.com/pl-gb/informacje-o-nieruchomosci/gbcfrscrs130033
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli chodzi o brakujące produkty to w ostatnim czasie brakuje mi białego twarogu lub sera białego na sernik. Jedyne co tu mam to ricotta z której też robię sernik ale to nie to samo. Co do przyprawy piernikowej to chyba mamy tutaj, ostatnie święta były bardzo w stylu Aussie, więc odbiegały od tradycyjnych. Są chwile że brakuje nam kiełbas i szynek z Polski, lub mniejszych śliwek :) bo moje knedle sa olbrzymie. Szczerze nie odczuwamy jakiś specjalnych braków w tym co tu jest, mamy sklep z chińską żywnością i tam np. są dostępne czasem pierogi do usmażenia. Czasem robię sama, ostatnio najczęściej knedle, śliwki w dobrej cenie. Mamy ogromny wybór produktów więc nie można powiedzieć że czegoś tu nie ma.
    Odnoście szkoły naszej córki, to jest to niesamowita sprawa, mała gada po angielsku i czyta jak ja chyba nigdy tego nie zrobię. W szkole tez czuje się świetnie i na pewno jest łatwiej ni,ż nam w dorosłej pracy. W pierwszej klasie do któej trafiła dzieciaki bardzo dobrze ją przyjęły i miała koleżanki które się nią opiekowały ale to też była zasługa jej nauczycielki, bo była super babka. Jak kiedyś pisałam tu dzieciaki są przemieszane co roku i co roku jest inny nauczyciel, wg. nas to dobre bo uczy oswajania się z innymi dziećmi i daje okazję do poznawania nowych ludzi.
    Co do tutejszego Swięta Pancake Day, to spokojnie dziewczyny, mam już przygotowany artykuł i będzie on dzisiaj, najpóźniej jutro. Moja znajoma z Polski robiła faworki i zaprosiła nas na nie, więc miałyśmy Tłusty Czwartek :) O pozostałych świętach będę pisała w swoim czasie gdy będą się one odbywały.
    Dzięki za poparcie w Facebooku, w tygodniu zabiorę się za to, żeby miało to ręce i nogi i mam nadzieję że będzie fajnie :)
    Pozdrawiam Was :)

    OdpowiedzUsuń