Ceny mają to do siebie, że lubią się często gęsto zmieniać. Nie inaczej jest u nas. Jednego dnia mamy czekoladę za 4 dolary a za kilka dni ta sama czekolada jest za 8 dolarów. Z owocami jest podobnie, pomimo faktu iż wszystko co mamy dostępne w sklepie rośnie na terenie Australii (oczywiście są również produkty a raczej owoce bo o nich mowa importowane) i tym Australia się najbardziej szczyci. Wszędzie widać "Aussie Grown", "Aussie Made", "From Aussie Farmers". Wszędzie otaczają nas znaki informujące iż to co leży przed nami na sklepowych półkach jest stąd.
Poniżej zamieszczam kilka zdjęć z lokalnego sklepu COLES. Udało mi się zrobić kilka zdjęć owoców i ich cen. Proszę się nimi aż tak bardzo nie sugerować. Asortyment pod względem ilości się ciągle zmienia. Jabłka mają sezon cały czas i jest ich mnóstwo. Ceny ich są w zasadzie takie same.
Poniżej na zdjęciu również jabłka, tym razem w paczkach 1kg i 2kg. Bardzo się opłaca kupować takie paczki. Najsmaczniejsze i najbardziej soczyste są te zielone.
Poniżej na zdjęciu po lewej winogrona a po prawej kiwi.
Żółta kartka z ceną świadczy o promocji, co tydzień jest coś innego w promocji.
Winogrona za $3 to na serio super cena.
5 kiwi za $2 to również dobra cena. W taki sposób łatwo się przekonać, czego jest w danym momencie najwięcej na rynku i na co jest sezon. Jednak to że jest coś w lepszej cenie niż zazwyczaj to też nie musi świadczyć o sezonie. Ot... sklepowa promocja.
Cytrusy, cytrusy, cytrusy...
Jestem święcie przekonana, że sezon na nie nigdy się nie kończy, jednak ewidentnie widać kiedy jest ich więcej a kiedy mniej. Na zdjęciu poniżej widać pomarańcze, w tej wielkie paczce z lewej jest ich 3kg za $5.98 - to wg. mnie dobra cena za tyle owoców. Obok, luzem leżą grapefruity, 1kg za $4.98, obok nich w koszyczkach cytryny $1.50 za sztukę (ostatnio cytryny są u nas bardzo drogie, kilka tygodni temu były nawet po $2 za sztukę, a importowane po 0,80 centów. Powyżej cytryn limonki 2 za $1. Nie mam pojęcia czy to dobra cena czy nie, my za nimi nie przepadamy więc trudno się wypowiadać. Obok cytryn i lomonek są zapewne pomarańcze, niestety cenę ucięłam i trudno mi spekulować po ile one są.
Kolejna półeczka z owocami to cytryny i limonki w siateczkach (ceny brak - moja wina),
obok leży Czerwona Papaja 3.98 za kilogram, obok niej widać Ananas 3.98 za sztukę, kolejna jest Żółta Papaja również 3.98 za kilogram, dalej Pomelo 5.88 za kilogram, obok Rockmelon (z taką brązową skórką) 3.98 za sztukę i na końcu Honeydew Melon 4.68 za sztukę.
Nie ma tych owoców za wiele, pracownicy sklepowi uzupełniają półki w miarę znikania owoców.
Ceny tych podanych na zdjęciu poniżej są zwyczajne, nie ma na nie akurat żadnej promocji, więc to od nas zależy czy kupujemy je czy też wolimy np. winogrona lub kiwi :)
Na zdjęciu poniżej z lewej są jak się nie mylę śliwki, obok leży coś dla mnie nowego o nazwie Dapple Dandy Pluot w cenie $6 za kilo, trochę poszperałam w gogle i z tego co wiem jest śliwko-podobne coś, zwane także "Dinosaur Egg". Jest to krzyżówka śliwki i moreli stąd też jego nazwa:
PLUm + apricOT = PLUOT
Ma w sobie 70% śliwki i 30% moreli jednak nie mam pojęcia jak smakuje.
Obok leży Mango Calypso $2,88 za sztukę, to taka zwyczajna cena choć bywały i droższe.
Obok ,leży owoc zwany Passionfruit czyli Marakuja w cenie 0.98 centów za sztukę. Wiem tylko że są bardzo lekkie jak orzeszki, obok nich leżą Marakuje w siateczkach 4.98 za 5 sztuk w siatce. Obok widać piękne granaty. Ich ostatnio nie brakuje, są wielkie i pięknie się prezentują.
Cena za jeden granat to 1.98 za sztukę. Chyba nie wiele :)
Powyżej w koszyczkach leżą kokosy 2.48 za sztukę, a obok nich kiwi w plastikowych opakowaniach.
Niestety cena tych kiwi jest zbyt zamazana aby podać .
Na końcu widać banany po $7 za kilo, to są chyba tutaj najdroższe banany, są one krótkie, wyglądem przypominają te zwykłe, jednak są totalnie bez smaku.
Poniżej na zdjęciu jest RAMBUTANS w cenie $16.98 za kilogram.
Po Polsku ta nazwa brzmi: "Jagodzian Rambutan", owoc pochodzi z Indochin, Chin i Malezji.
Kwiaty tego drzewa to zarazem owoce podobne wielkością do liczi.
Okryte są skórzastą i kolczastą powłoką a w środku można znaleźć s
szklisty miąższ o delikatnym smaku.
I na koniec owocowej podróży śliwki, śliwki i brzoskwinie.
Widać je na zdjęciu poniżej.
Od prawe tym razem zaczynając widać takie jakby tradycyjne śliwki, ich rozmiary tutaj mogą chyba każdego zaskoczyć. Pamiętam, jak chciałam zrobić tradycyjne knedle ze śliwkami. Śliwki były ale wielkości jabłek. Knedle mi wyszły ale jeden wystarczył na cały obiad.
Tutaj cena za kilogram to 6 dolarów.
Obok nich z lewej leżą również śliwki, nieco jaśniejsze o nazwie "Amber Jewel".
Nie wiem jaka to odmiana, na pierwszy rzut oka widać różnicę w kolorze ale w cenie już nie.
Taka sama cena za obydwa rodzaje.
Obok nich leżą brzoskwinki, moje ukochane brzoskwinki.
O nich nie trzeba wiele mówić, cena $5.50 za kilogram.
To na razie tyle z wizyty w sklepie z owocami.
Przy następnej okazji postaram się zrobić zdjęcia warzywkom :)
Świetny artykuł. Gdzieś czytałam że kiwi i mango w Australii smakuje całkiem inaczej niż w Polsce tzn jest dużo smaczniejsze czy to prawda? Słyszałam także podobne rzeczy o australijskiej baraninie. Ponoć ani trochę nie przypomina naszej . Jest bardzo smaczna. Nie wiem czy to wszystko prawda. Czytałam też że w Afryce banany smakują dużo lepiej niż u nas gdyż tamte dojrzewają w Afrykańskim słońcu a nie na statkach. Przypuszczam że w Australii musi być podobnie. Chciałam się jeszcze zapytać o owoc Black Sapote czyli Chocolate Pudding Fruit , Czy spotkaliście się może z takim owocem na antypodach? Czytałam że Australijczycy hodują te owoce.
OdpowiedzUsuńMam pomysły na kilka postów. Może się przydadzą:
Górnicze miasteczka, miasta duchów , gorączka złota w Australii, australijska muzyka country, Rolnictwo w Australii, domy w Queensland - Queenslandery,
Pozdrawiam, Ewa :)
Ciekawy post, u nas w Polsce owoce są drogie, a i tak wiele, z których chciałabym spróbować trudno znaleźć, niestety, tym bardziej, że nie mieszkam w stolicy, tylko 'tam, gdzie diabeł mówi dobranoc" ;)
OdpowiedzUsuńBardzo chciałabym spróbować np. smoczy owoc, albo owoc czekoladowy pudding ( słyszałam, że obowiązkowy w każdym ogródku w Australii).
W Wielkiej Brytanii na przykład nie rosną liczi, dragonfruit, avokado, mango, kaki, melon, ale w takim Harrods'ie, to jest wszystko, można podobno nawet zamówić i sprowadzą, specjalnie dla klienta. W 1967 roku, pewien klient poprosił o żywego słonia. Na zrealizowanie zamówienia czekał tylko dzień. Ktoś kiedyś powiedział, nie pamiętam kto, że " jak danego produktu nie ma w Londynie, to prawdopodobnie ta rzecz nie istnieje" ;)
Przepraszam, że odbiegam od tematu, ale mam pomysły na posty na blog o Wielkiej Brytanii. Oto one:
1. Pancake Day,
2. Ogrodnictwo ( podobno należy do najwyżej rozwiniętych na świecie),
3. Puby brytyjskie ( wg mnie najpiękniejsze )
4. B&B (popularny na wyspach),
5. Architektura ( uwielbiam angielskie domy, zwłaszcza zamki )
6. Literatura ( angielscy pisarze to mistrzowie)
7. brytyjskie bajki dla dzieci ( dawniej to były bajki, Kubuś Puchatek , Miś Paddington, Listonosz Pat) na tym się wychowałam ;)
8. Angielskie poczucie humoru,
9. Filmy i seriale angielskie
Ależ Panią zanudzam,kończę już przepraszam
Pozdrawiam, Kasia :)
Nie zanudzacie, wręcz przeciwnie, jak widzę Wasze komentarze to mam uśmiech na twarzy od ucha do ucha. Propozycje na nowe posty są super i bardzo mi się przydadzą. Szczególnie na te o UK.
OdpowiedzUsuńTak, tak w tym automacie sa japonki, tutejsze najczęsciej kupowane i noszone obuwie. Pewnie takie automaty można spotkać w wielkich miastach.
Już nie mogę się doczekać pisania, wena znowu do mnie wraca. Nowego artykułu proszę się spodziewać koło weekendu. O obydwu krajach :)
Pozdrawiam :)