sobota, 2 marca 2013

I & I Part 8 Australijskie szkolnictwo - studia i praca


Dzisiaj jest moja ulubiona pogoda, czyli tzw. pogoda pod psem :) i leje u nas od wczoraj, no nie czarujmy się mamy lato, wg. Australijczyków 1 Marca zaczęła się jesień i jest to zwyczajna i całkowicie normalna pogoda dla tego regionu. Pogoda więc sprzyja do siedzenia w domciu i napisania czegoś.

Dzisiaj obiecana kolejna część o studiach i pracy w Australii, a konkretnie połączeniu tych dwóch możliwości. Sama nie jestem studentką w tym kraju, więc moje opinie będą pobieżne, zasłyszane od innych i wynikające z rozmów z ludźmi którzy tutaj mieszkają.

Studia - fajna sprawa gdy nas na nie stać. Ktoś powie, że skoro mamy możliwość pracowania w trakcie studiowania to cały problem rozwiązany, może się tak wydawać, jednak tak różowo nie jest.
Studiując w Australii można pracować legalnie 20h tygodniowo, oprócz tego należy mieć zaliczone 80% obecności na zajęciach, obecność poniżej 80% wiąże się z cofnięciem wizy. Jest wiele opini, że są uczelnie które z przymróżeniem oka traktują zajęcia i obecność, a pracować można nawet więcej godzin jeśli się takową znajdzie i nikt możliwe nas na tym nie przyłapie. Jednak jeśli będziemy chcieli zostać po studiach w Australii dłużej, bądź na stałe co będzie się wiązało z przejściem na inną wizę, lub inny status to urząd imigracyjny wszystko nam wygrzebie i tylko sobie problemów narobimy i trzeba będzie się pożegnać z tym krajem.

Wybierając się na studia, warto popatrzeć na mapę Australii, poczytać co nie co o miastach (tych najbardziej znanych) jak np. Sydney, Brisbane, Melbourne aby mieć pojęcie jak się tam żyje.
Studenci najczęściej wybierają Sydney jednak, często nie uświadamiają sobie ogromu tego miasta. Mieszkanie, lub ogólnie mówiąc cokolwiek do mieszkania, bardzo trudno wynająć zanim się przyleci do Australii, nie warto za bardzo liczyć na samodzielny wynajem, gdyż każdy kto zechce nam wynając ciasną klitkę będzie wymagał referencji których nie mamy. Dlatego mnóstwo studentów mieszka w hostelach i backpackerach, często narzekają na ich jakość. Często jest tak że na piętrze jest tylko jedna łazienka, w pokojach wiele łóżek piętrowych a nad ranem dramat bo każdy chce się wyszykować do wyjscia. Trzeba się liczyć również z kradzieżami któych nie unikniemy w wielkich miastach, po mimo iż Australijczycy uchodzą za najbardziej uczciwych ludzi, to nie można tego powiedzieć o innych naszych współlokatorach. W takich sytuacjach każdy by chciał coś samodzielnie wynająć, jednak właśnie na przeszkdzie stoją referencje i ich brak, a kolejny problem to kaucja tzw. bond który zazwyczaj jest równy 4 tygodniowemu wynajmu oraz umowa na min. 6 miesięcy, bez żadnych wyjątków. Zerwanie umowy oczywiście istnieje ale trzeba się liczyć z tym, że będziemy musieli zapłacić za wynajem do końca, chyba że agencja znajdzie kogos kto zechce to wynajac i nam odejdzie ta wątpliwa przyjemność płatności. Proszę się nie łudzić, agencje nie szukają nikogo innego i płaci się do końca swojej umowy.

Korzystając z pomocy pośrednika, nie nalerzy wierzyć we wszystko co nam mówi. Szczególnie jeśli chodzi o odległości. Mam na myśli tutaj nasze miejsce zamieszkania tam gdzie będziemy studiować, czyli niech to będzie Sydney, nasz pośrednik mówi nam że nasz hostel będzie w samym centrum miasta a na miejscu rzeczywistość jest całkowicie inna i do centrum mamy 40 minut pociągiem.

Praca - hmmm... nigdy nie jest tak że mamy ją następnego dnia. Z podstawową znajomością języka załapiemy się na sprzatanie, pracę na zmywaku lub w kuchni. Od razu mówię/piszę, jeśli będziecie chcieli bawić się wózkami sklepowymi (odprowadzać je na swoje miejsca) to możecie o tym zapomnieć, jest praca zajmowana zawsze przez Azjatów.
Z tego co mi wiadomo, pomimo iż Sydney to ogromne miasto z wielkimi możliwościami to Australijczycy właśnie tam niechętnie zatrudniają obcokrajowców. Jeśli już zatrudniają to znaczy że praca jaką wykonują ci ludzie nie dorasta do pięt rodowitym Australijczykom. Nie czarujmy się, Australijczycy to ogólnie mówiąc leniwy naród, jeśli już pracują to tylko tyle ile mają w umowie i nic a nic więcej. Resztę czasu poświęcają na wydawanie pieniędzy, żywienie się w fast foodach i picie piwa - swoją drogą ochydnego...

Popularną formą pracy nie tylko wśród studentów jest forma "casual". Jednak jeśli się jest studentem, to ciekawa forma pracy bo studentów traktuje się jak tanią siłę roboczą, mają mnóstwo pracy i żadnych praw. Tak na marginesie, ja sama pracuję w takiej formie, jednak narzekać nie mogę. Mój pracodawca jest bardzo wyrozumiały i cierpliwy i co dla mnie najwazniejsze respektuje moje życie osobiste. Z czymś takim nie spotkałam się w Polsce.
Wracając do studentów bo przecież o nich tu mowa to w pracy jeśli im się uda ją znaleźć to nie mają zbyt różowo. 20h pracy to już coś jednak dla pracodawcy to nic. Często wzywają do pracy w dziwnych godzinach, więc trudno planować swój czas wolny. Jeżeli nie ubiegamy się o wizę sponsorowaną, to możemy zapomnieć o swoich doświadczeniach i kwalifikacjach z włąsnego kraju, są dla Australijczyków niczym i czesto je ignorują. Miejscowo referecje są bardzo ważne i pomagają w poszukiwaniach kolejnych prac.

Osoby zainteresowane studiami, spotkają się z wieloma katalogami opisującymi każdą ze szkół, jako oferującą nadzwyczaj wysoki poziom nauczania. Jednak rzeczywistość jest zupełnie inna. Większość szkół jest przeznaczona dla obcokrajowców i oferuje żenujący poziom nauki. Wstęp mają wszyscy któzy opłacą naukę i nikt nie przejmuje się ich umiejętnościami. Często pośrednicy załatwiający nam studia oferują darmowe książki które zostaną dostarczone przez szkołę. Jeżeli nie macie tego na piśmie nie czarujcie się że je dostaniecie. Książki będziecie musieli sobie sami kupić, a w Australii są one bardzo drogie. Najważniejsza informacja, pośrednicy nie przewidują zwrotu pieniędzy po rozpoczęciu nauki- tak więc jedynym wyjściem jest brnąć w to dalej i jakoś to będzie, albo... powrót. Jeżeli będzie stali przed wyborem uczelni, zawsze wybierajcie uniwersytet, tam przynajmniej jest jakiś poziom nauczania. Polecam mniejsze miasta jak Adelajdę, Perth czy nawet Rockhampton, gdzie jest uniwersytet oferujący dosyć sporo, miasto nie nalezy do najmniejszych, a pracę na zmywaku czy sprzątając zawsze jakoś znajdziemy. W mniejszym mieście żyje się spokojniej, na luzie...

Na koniec, najważniejsza przestroga dla każdego szukającego nowych wrażeń...
Nie ufajmy bezgranicznie rodzimym pośrednikom, którzy obiecują gruszki na wierzbie. Ich głównym celem jest wysłanie za ocean jak największej liczby osób płacących niemałe prowizje. Pośrednicy czesto oferują załatwienie formalności w banku, zdobycie numeru podatkowego co jest dla nich ogormonym zyskiem, a sami też sobie z tym poradzimy nie płacą pośrednikowi nic a nic. Pośrednicy często oferują odbiór z lotniska, koszt wynosi około $60. Jednak nie cieszmy się, bo może się okazać że nikt nie przyjedzie, my stracimy $60 u posrednika i drugie tyle lub więcej na taksówce którą wkońcu zamówimy z desperacji. Roszczenia o zwrot pieniędzy nigdy nie dojdą do skutku. Najlepiej mieć wszystko co nam obiecuje pośrednik/organizator na papierze, aby móc później się czym podeprzeć w razie problemów i roszczeń.


Nikogo nie zniechęcam do przylotu do Australii, to piękny kraj z wielkimi możliwościami, jednak nigdzie nie jest łatwo na początku. Można tutaj sporo zobaczyć, przeżyć fatastyczne wakacje. Trzeba mieć sporo szczęścia i siły przetrwania. Australijczycy to oczywiście miły i uśmiechnięty naród jednak nie łudzmy się że tak będzie w wielkich miastach. Jest tam podobnie jak w Europie - gonitwa za pieniądzem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz